Miało być poważnie o związku, to jedziemy… Jednym z tematów poruszanych na Walnym Zjeździe Delegatów NSZZ była sprawa zarobków przewodniczących.
Zacznę od trzęsienia ziemi: związkowcy powinni zarabiać dużo. Nie wiem, czy bardzo dużo, ale dużo na pewno.
Teraz postaram się uzasadnić tę tezę, przedstawiając, jakie powinny być warunki uzyskania tych zarobków.
Po pierwsze: kadencyjność. Moim zdaniem dwie kadencje to dość dużo czasu, żeby dokonać spektakularnych czynów.
Po drugie: oświadczenia majątkowe związkowców powinny być jawne tak jak oświadczenia radnych. Wykluczyłoby to „premiowanie” przez pracodawców potulnych związkowców, które ponoć miało miejsce w naszej firmie w czasach słusznie minionych.
Po trzecie: powinien być zakaz zatrudniania członków rodziny przewodniczącego
Po czwarte: zarobki powinny być wielokrotnością średniej zakładowej.
Po piąte: wielkość zarobków powinna być powiązana z ilością członków związku (przy założeniu, że jeden pracownik może przynależeć do jednego związku).
Po szóste wszystkie wydatki (np. na delegacje i szkolenia etc.) na przewodniczącego powinny być jawne (krążą legendy o tym, ile dorabiał sobie jeden z byłych przewodniczących na delegacjach).
Po siódme: premie dla związkowców powinny być zatwierdzane przez coroczne walne.
Moim zdaniem jeśli ktoś chciałby spełnić te wszystkie warunki, to powinien zarabiać dużo, a nawet bardzo dużo. Podkreślam, że wiele tych regulacji zależy od dobrej i nieprzymuszonej woli przewodniczącego.
Sławomir Kamiński
Przewodniczący Oddziału
NSZZ Solidarność Ziemi Puławskiej