W Polsce to pracodawcy rozdają karty na rynku pracy i na razie się to nie zmieni – ocenia w rozmowie z Money.pl Krzysztof Cibor z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Co czwarty pracujący Polak ma umowę na czas określony, ponad połowę tej grupy stanowią młodzi ludzie – wynika z danych OECD. Jak ocenia Cibor, Polska dryfuje w kierunku mniej pewnych dla pracownika form zatrudnienia szybciej niż Europa. I to nie tylko w porównaniu do naszych zachodnich sąsiadów, ale również w zestawieniu z krajami z regionu środkowo-
– Umowy czasowe są dla wielu pracowników problemem, ale nie tak poważnym, jak zatrudnianie na umowy cywilnoprawne tam, gdzie Kodeks pracy wymaga zatrudnienia na etat – mówi ekspert z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, która prowadzi portal rynekpracy.org. Śmieciówki ma u nas aż 9 procent pracujących – wynika z szacunków „Dziennika Gazety Prawnej”.
Pracodawcy oszczędzają na kosztach utrzymania pracowników, jak tylko mogą. Jeśli zatrudniają na śmieciówce, nie płacą sporej części składek. Z kolei w przypadku umowy o pracę na czas określony firma musi płacić wszystkie składki. – Główną różnicą między umową terminową a umową na czas nieokreślony jest możliwość krótszego, dwutygodniowego wypowiedzenia – wyjaśnia Krzysztof Cibor. Dlatego dziwi się, że firmy w nieskończoność przeciągają umowy czasowe.
Odsetek pracujących ma umowy czasowe w krajach OECD (pierwszych 20 miejsc z największym odsetkiem)Jednak nie jest dla niego zaskoczeniem, że ponad połowa spośród zatrudnionych na umowy czasowe to osoby młode, mające od 19 do 24 lat. – W końcu są to ludzie dopiero wchodzący na rynek pracy, nie mają zazwyczaj doświadczenia. Pracodawcy chcą sprawdzić, czy nadają się do pracy, dlatego podpisują umowę czasową – wyjaśnia Cibor. Dodaje też, że problem pojawia się w sytuacji, gdy po raz kolejny taki typ umowy dostaje osoba starsza. A tych jest wśród pracujących na czasówkach dokładnie 47 procent.
Wszystko przez – jak uważa ekspert – reguły panujące na polskim rynku pracy i słabą pozycję negocjacyjną pracowników. – Wbrew temu, co możemy sobie wyobrażać z przekazów medialnych, związki zawodowe w Polsce są dość słabe i nie walczą o lepszy los pracowników. A firmy jak się okazuje rzadko myślą o swoich załogach jako o zespole, który trzeba zbudować, przeszkolić i doszkalać, by służył przez lata. Oszczędzają na kursach, ale tak naprawdę kuleje przez to później jakość pracy. Część przedsiębiorców liczy na szybki zysk i nie inwestuje w zespół. Choć są oczywiście również pracodawcy świadomi, dbający o swoją załogę – wyjaśnia Krzysztof Cibor.
Według niego, na razie nie ma szans na polepszenie tej sytuacji. I nie są temu winne jedynie warunki ekonomiczne, ale uwarunkowania społeczne. – Co prawda ludzi się Polsce zatrudnia, bezrobocie nie jest kolosalne, to jednak warunki oferowanej u nas pracy pozostawiają wiele do życzenia. Bardzo duża część naszej siły roboczej musi pracować i znajduje zatrudnienie jakiekolwiek, byle przeżyć. Problemem jest to, z jakim nastawieniem ludzie przychodzą do pracy, brak solidarności między nimi. To właśnie pozwala pracodawcom nie poprawiać warunków pracy nawet, jeśli mają ku temu ekonomiczne możliwości – tłumaczy Cibor.
Kolejnym problemem jest bardzo ograniczony dialog na linii rząd-pracodawcy-pracownicy. Dziś dialog społeczny praktycznie nie istnieje, choć w niedalekiej przyszłości może się on odrodzić – jest już bowiem gotowy projekt ustawy na ten temat. Co ciekawe, wprowadzenie zmian w umowach czasowych wcale nie musi rozwiązać problemu pracowników. Zatrudniony będzie mógł pracować na takich warunkach maksymalnie przez 36 miesięcy, a później powinien dostać umowę na czas nieokreślony. – Tyle tylko, że zamiast niej, firmy chcące zaoszczędzić mogą podsunąć mu pod nos śmieciówkę – przestrzega Krzysztof Cibor.
Bezrobocie w Polsce wysokie czy niskie?
W marcu stopa bezrobocia w Polsce spadła do poziomu 11,7 procenta. Tymczasem Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiadał niedawno, że jednocyfrowa stopa bezrobocia jest możliwa „na pewno w wakacje”. Powiedział też, że zrobi wszystko, aby utrzymała poziom poniżej 10 procent na koniec roku.
Ku takiemu optymistycznemu scenariuszowi skłaniał podczas kwietniowej rozmowy z Money.pl Artur Skiba, prezes firmy rekrutacyjnej Antal International. – Pokuszę się o prognozę, że do końca roku bezrobocie będzie jednocyfrowe. Jego spadek nastąpi w drugiej połowie roku – oceniał ekspert.
Według byłego wiceministra finansów Stanisława Gomułki, trudno prognozować zmiany na rynku pracy: ile osób znajdzie pracę, ile powstanie nowych etatów i jak zmieni się przez to stopa bezrobocia. – Z jednej strony w dalszym ciągu Polacy emigrują za pracą na Zachód. Z drugiej zaś coraz więcej Ukraińców przyjeżdża do Polski. W ubiegłym roku było to około sto tysięcy osób. Część wolnych miejsc pracy zajęli właśnie oni – wyjaśniał w kwietniu Gomułka.
Zdaniem ekonomisty, sytuacja niewiele się zmieni w 2016 roku: – Nie powinniśmy oczekiwać drastycznego spadku stopy bezrobocia. Co prawda są sygnały, że wzrost gospodarczy przyspieszy, ale nie wpłynie to w znacznym stopniu na tworzenie nowych etatów, bo rośnie też tempo wydajności pracy. Bezrobocie może być więc delikatnie niższe niż w roku 2015 i jest szansa, że spadnie poniżej 10 procent.
Według europejskich statystyk bezrobocie jest w Polsce o około trzy punkty procentowe niższe niż wskazuje GUS. Obecnie wynosi około 8 procent. – Jeśli więc według metodologii GUS w 2016 roku uda nam się osiągnąć stopę bezrobocia na poziomie 10-11 procent, to według Eurostatu będzie to 7-8 procent. A to już na tle całej Europy dość cywilizowany wynik – uważa Stanisław Gomułka.
– Optymalnie by było, gdyby wskaźnik bezrobocia w Polsce – według Eurostatu – wynosił około 5 procent – mówił w kwietniu ekonomista. – Jednak o tak mocny spadek może być bardzo trudno. Powodem jest mocno zakorzenione bezrobocie w około 100 powiatach, głównie na wschodzie kraju. Bez pracy jest tam 15 procent ludzi, którzy nie bardzo chcą wyjeżdżać z niedoinwestowanych regionów, w których mieszkają.
Źródło. money.pl