Ten tekst nie powinien był powstać i zasadniczo już zanim zacząłem go pisać, to bardzo żałowałem i teraz również żałuję, że powstał. Powód, dla którego powstał, wyłuszczę na samym końcu.
Gdy spojrzymy na Zakłady Azotowe Puławy sprzed kilku lat i teraz, widzimy jednoznacznie, jak wiele z suwerenności utraciliśmy. Można powiedzieć śmiało, że jesteśmy jak Indianie w rezerwacie – została nam duma i rytuały, które są substytutem dawnych czasów. Chodzimy w pióropuszach, ale za ogrodzenie nam wyjść nie wolno. Utrata suwerenności odbywa się wedle starej jak świat zasady odkrajania po plasterku salami lub gotowania żaby: jeśli jej gotowanie odbywa się powoli, od niskiej temperatury do wrzątku, to żaba zadowolona siedzi sobie w rondelku i radośnie kuma, aż się ugotuje.
Jeśli nadal będziemy udawać, że wszystko jest ok, to za trzy, a maksymalnie pięć lat będziemy zakładem konfekcjonowania nawozów, no, chyba że wcześniej cała Grupa, dzięki mało przemyślanym decyzjom biznesowym pójdzie pod wodę – wtedy nie będziemy pakownią, tylko muzeum ciężkiej chemii, po którym będziemy oprowadzać wycieczki szkolne.
Przykra konstatacja jest taka, że za obecny stan i za to, co będzie działo się w przyszłości, jednoznaczną odpowiedzialność ponoszą związki zawodowe, czyli ci, którzy powinni działać dla dobra ludzi. Żółte związki zawodowe, które za garść srebrników sprzedają wszystko i wszystkich. Co jest srebrnikami? To akurat różnie bywa. Czasem jest to zwykłe poklepanie po ramieniu i awansowanie do kręgu znajomych prezesa czy zarządu, czasem jest to zaproszenie do loży VIP, a czasem coś bardzo wymiernego, ponoć jeden z przewodniczących przystąpił do programu rodzin zastępczych, bo w silnym nawyku ma zatrudnianie członków swojej rodziny, a ta naturalna się już mu skończyła. Wszystkie (!) zarządy korzystają z tej słabości, bo wiedzą, że kupowanie milczenia na temat wyprowadzania firmy do Tarnowa jest więcej warte niż jeden czy dwa etaty na rok. Inni przewodniczący awansują, jeszcze inni mają zawieszone sprawy sądowe o zwrot wyłudzonych pieniędzy, inni mogą pracować na trzech etatach równocześnie, niektórzy mimo oczywistych ułomności intelektualnych sprawują wysokie funkcje, a jeszcze inni łasi są na koraliki i błyskotki. To wszystko zarządowi (którego celem jest realizacja poleceń z centrali) jawi się wyjątkowo tanim sposobem na osiągniecie zamierzonego celu.
Oczywistą reakcją, jaka mnie spotka za ten tekst, będzie ogólne oburzenie, spora część osób powie, że to rojenia defetysty i nigdy tak nie będzie, bo Puławy były, są i będą wielkie i zawsze będzie wypłata, premia i nagroda na Dzień Chemika. Mam tego świadomość, dlatego ten tekst nie powinien był powstać, głównie dla mojego dobra. Dlaczego powstał? Być może dlatego, że mam dostęp do większej ilości danych lub dlatego, że mam doświadczenie wyniesione z innych zakładów pracy i widzę symptomy, które staną się zrozumiałe dla większości dopiero za jakiś czas – fakt ten będzie jednoznacznie przedstawiany jako zarozumialstwo. Do oceny tego, czy mam rację, wystarczy zobaczyć, ile już wyprowadzono z naszej firmy, a ile zostanie wyprowadzone w niedługim czasie. Łapki liderów żółtych związków radośnie temu przyklaskują, bo przecież w przerwach w klaskaniu a to przytulą trochę srebrników, a to porechoczą z tych, którzy próbują odmienić bieg spraw.
Ostatecznie o powstaniu tego testu zdecydował pewien fakt sprzed 10 lat. W czasach słusznie i bezpowrotnie (bez żalu z mojej strony) minionych, gdy moją pasją był samorząd terytorialny, startowałem (w roku 2010) jako kandydat na prezydenta Puław. Za Leitmotiv kampanii obrałem sobie dwie sprawy: demografię naszego miasta i wykazanie, że nieprzemyślane inwestycje pociągną to miasto na dno. Kilka dni temu przeczytałem artkuł w „Dzienniku Wschodnim”, o tym, że w Puławach 27% ludności to emeryci, a liczba mieszkańców spada. Jakie obciążenie dla budżetu nas wszystkich stanowią Puławski Park Naukowo-Technologiczny, Marina etc., nikomu nie muszę tłumaczyć. Oczywiście pławię się w oceanie satysfakcji o nazwie: „A nie mówiłem?”, wcale jednak nie jestem z tego powodu szczęśliwy.
Reasumując, za pięć lat tak czy siak będę miał byczą satysfakcję, bo albo będę miał rację i moje ego urośnie, albo nie będę jej miał (czego wszystkim i sobie też bardzo życzę) i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwe.
Sławomir Kamiński
Przewodniczący Rady Oddziału NSZZ Solidarność ” Ziemia Puławska”
Wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność przy GA ZAP S.A.